Ten las budził złe skojarzenie dla wielu spośród Thamerów. Wysokie, jakby odkształcone drzewa z wystającymi konarami, tajemnicze gęstwiny ogromnych paproci, w których mógł się skryć napastnik i w ogóle spora odległość do najbliższej polany. Może w innych okolicznościach i Sedon zawahałby się przed zanurzeniem w lesie, osnutym tyloma legendami i baśniowymi opowieściami. Tego dnia jednak był dość zdesperowany czy szczególnie odważny, ruszył więc śmiało przed siebie. Jedno było pewne, idąc przez las można zaoszczędzić mnóstwo czasu i skrócić sobie drogę.
Był w połowie lasu, kiedy usłyszał za sobą szelest liści rozsuwanych paproci. Nie zatrzymał się, ale te kroki były coraz szybsze i… bliższe. Rozpoznał charakterystyczne ruchy i oddech nekrofaga – wstrętnej i namolnej bestii, która łączyła cechy człowieka i zwierzęcia. Posiadała wielce odrażający wygląd, ale mówiła w ludzkim języku i potrafiła się uczyć, także od ludzi. A kontakty z nimi miała dość częste i rzadko przyjazne. Sedon odwrócił się gwałtownie, kiedy tylko nekrofag się zbliżył. Zaatakowany z tylu nie miałby wielkich szans.
– Radzę ci, bestio odstąp ode mnie!
– A czemu to niby? Jesteś sam, w lesie. Okazja dobra, jak rzadko. Nikt ci nie pomoże, nikt cię nie usłyszy…
– Czy myślisz, że pierwszy lepszy człowiek by zanurzył się w ten las? Może trafił ci się trudny przeciwnik?
– Nie jestem strachliwy. Zdarzało mi się walczyć z trudnymi przeciwnikami i jakoś zawsze moje pazury i kły były górą.
– A ja takich pazurów i kłów naciąłem sporo. Przed wejściem do tego lasu rozprawiłem się z trzema takimi jak ty.
– To nie masz już pewnie siły na czwartego – he he.
– Wcale nie, tamte były dobrą rozgrzewką przed tobą.
– Umiem gadać jak ludzie, ale nie lubię. Szykuj się na śmierć.
Po tych słowach gwałtownie zaatakował, ale Sedon zrobił błyskawiczny unik i tylko mały ślad pazura, który prześlizgnął się po jego dłoni, pozostał. Sparował wojownik Thamerów drugą łapę bestii i gwałtownie wygiął się do tyłu, by uniknąć jej kłów. Szybkie cięcie jego miecza przeszyło tylko powietrze, co rzadko mu się zdarzało. Ten nekrofag był wyjątkowo zwinny – jak żaden dotąd napotkany. Unikając miecza, wybił się potężnie w powietrze, zawisł na drzewie i usiłował swoją łapą i pazurami przeorać gębę Sedona z góry. Ten przekoziołkował po ziemi do przodu, ledwo unikając ataku groźnej bestii. Po czym szybko wstał i wykonał kilka błyskawicznych cięć, tnąc na części gałąź, z której przeciwnik go zaatakował. Ale on w tym samym czasie zeskoczył i stanął naprzeciwko Sedona przyjmując bojową postawę. Po chwili jednak jakby zrezygnował z ataku, spojrzał wymownie na nieulękłego człowieka i powiedział:
– Rzeczywiście jesteś dobrym wojownikiem. Zaniecham walki z tobą. Po co ryzykować, jak znajdę bez trudu takich, z którymi nie będę miał problemu. Co? Dziwi cię podejście nekrofaga? Jako dziki zwierz powinienem atakować nie zważając na nic?
– Tak, to nietypowe. Nie spotkałem się z czymś takim. Zresztą tak sprytnie walczącego nekrofaga również nie spotkałem. Widziałem u ciebie spryt, szybkość ruchów i… rozsądek – niczym u prawdziwego wojownika. Zastanawiam się, skąd się to bierze.
– Wiesz, że nekrofagi potrafią się uczyć. Od ludzi i nie tylko. Potrafią także mówić.
– No właśnie. Ale też nie tak jak ty, nie w tak wyrafinowany sposób.
– Byłem długo wśród ludzi. Przez jakiś czas zniewolony, zmuszany do różnych pokazów, potem mściłem się na ludziach, czatując na nich w różnych miejscach. Aż do tego wydarzenia…
– Cóż takiego się zdarzyło?
– Któregoś razu zostałem poważnie raniony. Kiedy zaatakowałem ludzi, niespodziewanie przybyła odsiecz. Byłem jak nieżywy, kiedy nagle coś się wydarzyło, wszyscy odjechali. W innym wypadku na pewno by mnie dobili i wypatroszyli. I wtedy… Pamiętam to jak przez sen. Jacyś ludzie zawlekli mnie do swojej chaty i zaopiekowali się mną. Pomyśl tylko: ludzie, którzy zaopiekowali się nekrofagiem. Nie od razu poskromiłem swoją dzikość. Przez długi okres nie okazywałem wdzięczności. Ale z czasem… Nigdy nie spotkałem takich ludzi. Łagodnych, bez cienia zawziętości, nie patrzących na mnie z pogardą, z góry. Parę dni temu postanowiłem od nich odejść. Wrogo na moich dobroczyńców patrzyli się tak ludzie, jak i wiele nekrofagów. Dzień wcześniej najpierw zaatakował ich nekrofag, którego bez problemów rozszarpałem, jak i trzech zbójów, spodziewających się łupu. I z nimi nie miałem problemu. Zwłaszcza że byli strasznie zaskoczeni. Ale wtedy postanowiłem odejść. Dla ich dobra – dla tych niesamowitych ludzi.
– To nie do uwierzenia. Czyżby wrogość między nami była do przezwyciężenia? Czy człowiek może stać się druhem nekrofaga?
– Podobne pytania sobie zadawałem. Ci ludzie spotęgowali moje myślenie. Stałem się kimś pomiędzy nekrofagiem a człowiekiem. I odkryłem, że prędzej znajdę zrozumienie, będę mógł wspólnie działać z człowiekiem niż z nekrofagiem.
– Ale przecież zaatakowałeś mnie jak na nekrofaga przystało. I była w twoim spojrzeniu zwierzęca dzikość.
– Tak, to pozostało. Ale ja umiem to kontrolować. Atak na ciebie był tylko sprawdzianem. Podobnie jak nasza rozmowa.
– Sprawdzianem czego?
– Nieważne. Długo by tłumaczyć. W każdym razie skutecznym. Wiem, że ty mógłbyś być moim wspólnikiem. Moglibyśmy współdziałać.
– Jak to sobie wyobrażasz. Raczej nie możesz się pokazać w ludzkich siedliskach, w zamkach.
– Nie, nie mogę. Ale ty przecież rzadko w nich przebywasz. Jesteś wojownikiem i łowcą do wynajęcia. Ty walczysz z wszelką ludzką i zwierzęcą hałastrą. A razem, wśród lasów, wydm, dzikich chaszczy moglibyśmy wiele wskórać.
– Tak, nie ulega wątpliwości, że wrogowie rozmaitej kategorii byliby nieźle zaskoczeni i łatwiej byłoby ich pokonać. Nie mówię, że się zgadzam. Ale skąd wiedziałeś, że ja mogę być tym, do którego możesz się zwrócić? Przecież nie zaczepiałeś każdego.
– Oczywiście, że nie. Wtedy strasznie długo musiałbym szukać. Analizowałem słowa, gesty, nawet spojrzenie… Mało kto by się zapuścił w ten las i szedł tak śmiało, niewielu patrzy nieulękłym wzrokiem na nekrofaga, a jeszcze mniej zapewne próbuje z nim rozmawiać. Nawet twoja rozmowa świadczyła, że nie jesteś typowym rycerzem, który reaguje według wyuczonej formuły. Reagowałeś i postępowałeś po swojemu. Jest jeszcze wiele elementów, ale nie będę ich wszystkich odkrywał.
– A wiesz, że chyba od jakiegoś czasu odczuwałem podobnie. Drażniło mnie coś w ludzkich charakterach, próbowałem też jakoś odkryć istotę działania nekrofagów i innych stworów. Zwłaszcza jednak nekrofagów, których parę rzeczy z ludźmi łączy. Twoje rozumowanie i analiza mojego postępowania przekonują mnie. Usiądźmy więc, by omówić parę rzeczy i ustalić, co będziemy robić w najbliższych dniach.
Nie było w ich reakcjach podejrzliwości i nawet tej zwykłej czujności, jaką zawsze trzeba zachować w owych trudnych czasach. Usiedli w cieniu wielkiego drzewa, otoczeni zaroślami z każdej strony. To intuicyjny wybór miejsca, takiego, w którym nikt ich nie mógł zaskoczyć, podejść. Rozmawiając, obaj czuli, że oto otwiera się przed nimi nowa karta dziejów, historia wzajemnych przygód, niezwykłego braterstwa, które zawiązało się tak nagle i niespodziewanie. Las zdał im się w tym momencie przytulny i spokojny, tylko lekki wiatr muskał korony drzew, łapczywie chłonących tę zdumiewającą historię, która właśnie się rodziła.
Ryszard Mścisz
Ryszard Mścisz – mieszka w Jeżowem (woj. podkarpackie). Autor siedmiu tomików poetyckich: „Życie to tylko impresje” (2000), „Wibracje” (2002), „Na strunach lat” (2004), „Roześnienie” (2007), „Strumienie poezji” (2010), „Korytarze słów” (2014) i „Kołatanie do wrót nocy” (2019), „Zaraza. Dawka przypominająca” (2022), dwóch zbiorów tekstów satyrycznych: „Zezem na świat” (2002) i „Swojski diabeł i inne humoreski” (2012), zbioru opowiadań „Życie u(daje) szkołę” (2018), zbioru recenzji twórców podkarpackich „Czytanie nieobojętne” (2016) oraz satyrycznego audiobooka „Humoryśki” (2014). Członek Oddziału ZLP w Rzeszowie od 2004 roku, obecnie jego wiceprezes.