sobota, 23 listopada, 2024
Strona głównaPoloniaMassachusettsWyjątkowa lekcja historii

Wyjątkowa lekcja historii

Na ścianie Polskiego Domu w centrum Chicopee przy 27 Grove Street powstaje mural dedykowany o. Łucjanowi Królikowskiemu, niezwykłej postaci na zawsze zapisanej w dziejach II wojny światowej, w losach Polaków zesłanych na Sybir oraz w dorobku Polonii w Nowej Anglii. Mural ten, przedstawiający o. Łucjana z sierotami, które „porwał” do Kanady z obozu dla zesłańców syberyjskich w Afryce, ma być wyjątkową lekcją historii oraz świadectwem prawdziwej odwagi i bohaterstwa. Jeżeli wyjątkowo łagodna na tę porę roku pogoda nadal się utrzyma, prace nad muralem zostaną zakończone jeszcze przed końcem miesiąca.

Mural poświęcony o. Łucjanowi Królikowskiemu ma być skończony do końca miesiąca. Fot. Archiwum T. Moczerniuka

O niezwykłej postaci, jaką był o. Królikowski, o tym, jak powstał pomysł na dedykowany mu mural oraz co ma on przekazać lokalnej społeczności, „Biały Orzeł” rozmawia z jego pomysłodawcą – Tomaszem Moczerniukiem z Connecticut.

„Biały Orzeł”: Skąd wziął się pomysł na stworzenie muralu dedykowanemu ojcu Łucjanowi Królikowskiemu?

Tomasz Moczerniuk: Pomysłodawcą jestem ja, ale organizujemy to wspólnie jako fundacja Polonia for Kids (charytatywna organizacja z New Jersey, której misją statutową jest niesienie pomocy dzieciom z Polski oraz z polskimi korzeniami), bo przecież ojciec Łucjan za życia pomagał polskim dzieciom, polskim sierotom. Wcześniej – z ramienia Polskiej Szkoły w Bridgeport – udało nam się zgłosić sylwetkę o. Łucjana do kapituły Orderu Uśmiechu, który to order – najwyższe światowe odznaczenie przyznawane przez dzieci dorosłym – otrzymał w 2013 r. Kiedy nadchodziły Jego 100. urodziny w 2019 roku, chcieliśmy, jako Polonia z Nowej Anglii, uhonorować osobę tego wielkiego Polaka w jakiś inny sposób. Był pomysł filmu dokumentalnego, ale przerosły nas koszty, które filmowcy oszacowali na co najmniej 60 tys. dol. Wówczas pomyślałem, że mural będzie dużo, dużo tańszy i od tego powinniśmy zacząć. A film może jeszcze uda się kiedyś zrealizować, bo myślimy także o powołaniu do życia fundacji o. Łucjana, która będzie pielęgnować pamięć o Nim i pilnować, aby Jego spuścizna literacka wciąż była żywa.

Wizualizacja muralu upamiętniającego postać o. Łucjana Królikowskiego. Tak będzie wyglądać skończone dzieło. Fot. Archiwum T. Moczerniuka

Postać ojca Łucjana Królikowskiego jest znana w Nowej Anglii, ale przypomnij nam, kim był i dlaczego jest on tak bardzo zasłużony dla Polonii i dla Polski?

O. Łucjan dla nas był szczególny z wielu powodów: za życia osobiście pobierał nauki u św. Maksymiliana Kolbe w Niepokalanowie, przeżył syberyjskie zesłanie i łagry, był kapelanem Armii Andersa na frontach II wojny światowej. Potem – już po wojnie – wsławił się uratowaniem grupy 150 dzieci od repatriacji do komunistycznej Polski. Dzieci te były sierotami, które po zsyłce na Sybir trafiły do obozu dla uchodźców w Afryce. Do PRL miały trafić po likwidacji obozów w 1949 r., ale dyrektorka sierocińca, Eugenia Grosicka, do spółki z rządem w Wielkiej Brytanii, wdrożyli w życie plan przeszmuglowania dzieci do Kanady. „Porwaniem” – bo tak nazwały ten akt władze komunistycznej Polski – zajął się o. Łucjan, który w kanadyjskim Montrealu sprawował funkcję opiekuna dzieci aż do momentu osiągnięcia ich pełnoletności. Poza tym o. Łucjan był skromny, pokorny i bogobojny. Dużo pisał, a po Jego książki – „Skradzione Dzieciństwo”, „Odyseja Franciszkanina” czy „Miłość Mi Wszystko Wyjaśniła” – naprawdę warto sięgnąć, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie postawy altruistyczne nie są na porządku dziennym.

Kilka lat temu dzięki Twojej inicjatywnie powstał mural dedykowany Janowi Pawłowi II w Bridgeport. Masz zatem już doświadczenie w realizacji takich projektów…

Tak, ale przyznam szczerze, że mural w Bridgeport powstał dzięki inspiracji muralem Powstańców Warszawskich na Greenpoincie. Bardzo mnie on poruszył – wykonanie i idea. Pomyślałem sobie, że piękne pomysły warto powielać. Murów w Ameryce nie brakuje i dlaczego nie wykorzystać ich w jak największym stopniu na przekazanie pozytywnych wartości, na lekcję historii, na przedstawienie dzisiejszemu światu pełnemu influencerów i pseudocelebrytów prawdziwych polskich bohaterów i oddanie tymże hołdu? Pierwszy mural był dla mnie niejako piaskownicą, w której zbierałem doświadczenia: jak zmobilizować ludzi do pomocy, jak wycenić projekt i zebrać pieniądze, jak uzyskać formalne wsparcie oraz pozwolenia, jak stworzyć dobre warunki artyście, wreszcie jak sprawić, żeby z muralem utożsamiała się lokalna społeczność. Żeby to był mural nas wszystkich. To była twarda, ale dobra lekcja, bo kłód pod nogami miałem sporo. Ale patron muralu był mocniejszy niż wszystkie przeszkody i w rezultacie jest w Bridgeport prawdziwie polskie miejsce: róg św. Jana Pawła II ozdobiony właśnie pięknym i inspirującym muralem.

Jak zapadła decyzja odnośnie miejsca, gdzie mieścić będzie się mural ojca Królikowskiego?

Pierwotnie chcieliśmy, aby mural powstał w New Britain. Niby o. Łucjan nie był związany z tym miastem, ale w tym wszystkim chodzi także o to, aby uczyć i edukować, a New Britain to duża polonijna społeczność i taki nośnik z pewnością nie pozostałby niezauważony. Ale widocznie sam o. Łucjan – który zmarł miesiąc po swoich setnych urodzinach – miał inny na to pogląd, bo kiedy zaczęliśmy szukać odpowiedniej ściany i starać się o pozwolenie na wykonanie projektu, okazało się, że w New Britain – z różnych powodów, ale przede wszystkim formalnych i materialnych – nie będzie to możliwe. Wróciłem więc do korzeni, czyli Chicopee – miejsca, gdzie o. Łucjan spędził ponad dekadę swojego życia już jako franciszkanin na emeryturze. I tam nie było żadnych problemów, bo błyskawicznie poznałem Eugeniusza Kirejczyka z zarządu Polskiego Domu w Chicopee, który – po uzgodnieniu tematu z zarządem – ofiarował nam tylną ścianę domu, która znajduje się zaraz przy parkingu za budynkiem sądu. Tak się składa, że o. Łucjan jest pochowany na miejscowym cmentarzu i że miejscowi ludzie bardzo dobrze Go wspominają. Dlatego, mimo iż straciliśmy mnóstwo czasu i energii na forsowanie projektu w New Britain, z czasem wiedziałem, że ten wybór będzie najbardziej właściwy i bliski sercu o. Łucjana.

Od lewej: artysta Rafał Pisarczyk, burmistrz Chicopee John L. Vieau, Tomasz Moczerniuk oraz Ronald Lech z Polish Center of Discovery and Learning podczas spotkania w ratuszu miasta. Fot. Archiwum T. Moczerniuka

Jak wygląda proces stworzenia takiego muralu? Kto go ostatecznie namaluje?

Ściana budynku Polskiego Domu jest ogromna. Pierwotnie zakładaliśmy, że mural będzie miał mniejsze rozmiary, ale kiedy pokazałem ścianę artyście, od razu zobaczyłem błysk w jego oku. Jest nim Rafał Pisarczyk, który wcześniej stworzył wspomniany mural na Greenpoincie oraz którego zakontraktowałem do pracy przy muralu Jana Pawła II w Bridgeport. O wizję i wartości artystyczne nie musiałem się więc martwić. Co martwiło, to opóźnienie spowodowane pandemią (fundusze miałem zebrane już na początku 2020 r., ale z projektem ruszyliśmy dopiero w październiku tego roku) oraz późna, jesienna pora roku. Mieliśmy nadzieję, że znów dobry patron naszego przedsięwzięcia pomoże nam i nie spotkamy się z kapryśną aurą. I za wyjątkiem kilku mokrych dni tak właśnie jest – pogoda sprzyja, artysta, który na co dzień mieszka w Pensylwanii, znalazł darmowy wikt i opierunek u Ewy Konarzewskiej, jest wypoczęty i pełen wigoru. Czasem pracuje do północy, bo uliczne latarnie dają mu ten komfort.

Aktywnie zbieracie fundusze na realizację projektu. Jakie są koszty? Kto go finansuje i ile jeszcze zostało do zebrania? Jak można wesprzeć akcję?

Większość funduszy zebraliśmy w 2019 roku podczas 100. urodzin o. Łucjana. Do tego otrzymaliśmy 2,000 dolarów donacji od Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, która wsparła także nasze wysiłki przy muralu w Bridgeport. W sumie startowaliśmy z kwotą 6,000 dolarów, która miała stanowić honorarium dla Rafała oraz koszt farby. Wielkość ściany sprawiła, że musieliśmy przekalibrować zasoby farby i rzecz jasna zakontraktować Rafała na dłużej. Na szczęście Rafał, po poznaniu historii o. Łucjana, nie domagał się podwyżki. Ale pojawił się techniczny problem, bo Rafał nie mógł pracować z rusztowania. Dlatego musieliśmy wynająć podnośnik elektryczny z wysuwaną platformą. Rafał sam nim steruje, co znacznie ułatwia mu pracę na wysokości. Tego nie mieliśmy ujętego w budżecie, dlatego – aby nie przedłużać i skorzystać z tego, że Rafał był między projektami – postanowiłem wynająć dźwig i zapłacić za niego własną kartą kredytową. Pomyślałem, że jak zaczniemy malować, to znajdą się ludzie, którzy zechcą wesprzeć projekt finansowo. I nie myliłem się. Dotychczas na GoFundMe mamy uzbierane nieco ponad 1,200 dol. Otrzymaliśmy także donację w kwocie 500 dolarów od Polskiej Narodowej Unii Kredytowej z Chicopee. To pokryje koszty miesięcznego wynajmu podnośnika. Za drugi miesiąc zapłaci anonimowy darczyńca z New Jersey. Zostało nam do uzbierania około 500 dol. na farbę oraz koszty odsłonięcia, w których chcielibyśmy, aby uczestniczyli przedstawiciele lokalnych władz, nie tylko polonijnych. Osoby, które chcą wesprzeć projekt, mogą to zrobić na stronie: https://gofund.me/1769d59e.

Artysta Rafał Pisarczyk z Pensylwanii w trakcie prac nad muralem. Fot. Archiwum T. Moczerniuka

Na kiedy szacujecie zakończenie projektu i czy będzie towarzyszyć temu jakieś oficjalne odsłonięcie?

Realna data – przy dobrych wiatrach – to druga połowa listopada. Może nawet sama końcówka – przed lub po Święcie Dziękczynienia. Oczywiście planujemy odsłonięcie, na które – prócz wymienionych władz lokalnych z przesympatycznym burmistrzem (Johnem Vieau, którego mieliśmy okazję poznać) na czele – chcemy zaprosić wszystkich darczyńców, przyjaciół o. Łucjana, konsuli z Nowego Jorku, przedstawicieli organizacji społeczno-kulturalnych, duchownych oraz dzieci. Zarówno te od o. Łucjana, jak i te ze szkół w Bridgeport (gdzie o. Łucjan otrzymał kiedyś honorowy tytuł Przyjaciela Szkoły) oraz Św. Stanisława (przy polskiej parafii w Chicopee). Znowu zaznaczam, że chciałbym, aby z tym muralem utożsamiały się setki lub tysiące ludzi, aby był to swoisty most pokoleń. 

Murale nie są częstym nośnikiem, jeżeli chodzi o przekazywanie bądź upamiętnianie naszego dorobku, historii. Czy planujesz to zmienić? Co chciałbyś, żeby mural dedykowany ojcu Łucjanowi osiągnął?

Wspomniałem już o moście pokoleń, o lekcji historii, o oddaniu hołdu o. Łucjanowi, ale także bohaterskim dzieciom z Syberii, Eugenii Grosickiej i wszystkim pozostałym, którzy sprawili, że akcja „porwania” dzieci, którym wojna skradła nie tylko rodziców, ale i dzieciństwo, stała się faktem. Wiem, że dzieło Rafała sprawi, że ludzie, którzy będą przyjeżdżać i parkować auta przy Polskim Domu lub obserwować mural z sąsiedniego budynku sądu zatrzymają się na chwilę i poświęcą mu chwilę uwagi. Planuję wklejenie w mural kodu QR, który – po aktywacji – odeśle do strony internetowej po polsku i angielsku, która opisze historię bohaterów tego muralu. Wojny światowe to czas nieprawdopodobnego wprost okrucieństwa, ale i postaw altruistycznych. Ludzie mają krótką pamięć, dlatego nie wolno pozwolić, aby coś takiego wydarzyło się po raz kolejny. Mural będzie o tym wszystkim przypominał kolejnym pokoleniom. 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Darek Barcikowski


O. Łucjan urodził się 7 września 1919 r. w Nowym Kramsku niedaleko Zielonej Góry. Jako nastolatek wstąpił do zakonu franciszkanów w Niepokalanowie, a swoje śluby czasowe składał w obecności o. Maksymiliana Kolbego, ówczesnego gwardiana klasztoru.

W roku 1939 o. Łucjan został wysłany na studia filozoficzne do Lwowa, jednak 1 września wybuchła wojna i młodzi klerycy byli zmuszeni do ukrywania się. Niedługo potem młody franciszkanin został aresztowany przez NKWD i w jednym z bydlęcych wagonów wywieziony na Syberię, gdzie żył i pracował w nieludzkich warunkach przy ścince drzew w syberyjskiej tajdze.

Wolność – podobnie jak blisko milionowi Polaków wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego – przyniósł mu układ Sikorski-Majski z 30 lipca 1941 r., który gwarantował „amnestię” dla obywateli polskich więzionych m.in. w obozach Gułagu. O. Łucjan z trudem przedostał się do Buzułuku, niewielkiego miasteczka nad Samarą, gdzie stacjonował sztab Polskiej Armii pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Wraz z Armią Andersa przemierzył Kazachstan, Uzbekistan i Kirgizję w zatłoczonych wagonach towarowych. Ukończył Szkołę Podchorążych Artylerii w Kirgistanie i z Wojskiem Polskim dotarł do Persji i Iraku.

Nadal jednak chciał być zakonnikiem, nie żołnierzem. Wiosną 1943 r. dotarł przez Palestynę do Bejrutu, gdzie rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie św. Józefa, które ukończył w 1946 r. i 30 czerwca otrzymał święcenia kapłańskie. W czerwcu 1947 r. wypłynął do Afryki Równikowej, gdzie podjął pracę duszpasterską wśród polskich dzieci.

Kiedy w 1949 r. IRO (Międzynarodowa Organizacja Pomocy Uchodźcom) postanowiła zlikwidować polskie obozy w Afryce a dzieci wraz z opiekunami odesłać do komunistycznej Polski, o. Łucjan podjął decyzję by pomóc sierotom, i za namową krewnych, którzy nie chcieli oddać małych tułaczy w ręce komunistycznego reżimu, wraz z dziećmi wyemigrował do Kanady. Na początku czerwca 1949 r. prawie sto pięćdziesiąt polskich sierot wyruszyło z Afryki w długą podróż, która miała się dla nich zakończyć w nowym domu. Po wypłynięciu z Afryki, po wielu perturbacjach dotarli do Włoch. Następnie, dzięki wielu przychylnym ludziom udało się wywieźć dzieci do Niemiec, do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Bremie, a stamtąd do Kanady.

W Kanadzie o. Łucjan był nie tylko ich prawnym opiekunem, ale także zajmował się ich edukacją i wychowaniem, dopóki nie osiągnęli pełnoletniości.

Wśród Polonii w Kanadzie o. Łucjan Królikowski pracował do 1966 r. W latach 1966-1998 pełnił obowiązki głównego sekretarza w polonijnym programie radiowym „Godzina Różańcowa Ojca Justyna” w Athol Springs, osiedlu Hamburga w hrabstwie Erie w Stanach Zjednoczonych. Wydaje się, że był na ten czas idealnym kandydatem do radiowej pracy. Historiami, którymi mógł się dzielić na antenie radia katolickiego, sieci dla Polonii w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, miał bez liku. O. Łucjan wciąż się dokształcał, szukając inspiracji w książkach i bieżących wydarzeniach.

Ostatnie lata swojego życia o. Królikowski spędził w Stanach Zjednoczonych, we franciszkańskim klasztorze w Chicopee. W 2007 r. prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński wręczył mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2012 r. został odznaczony Orderem Uśmiechu.

W czerwcu 2020 r. prezydent Andrzej Duda uhonorował pośmiertnie franciszkanina Orderem Orła Białego, który jest najstarszym i najwyższym odznaczeniem państwowym w Polsce.

Źródło: Franciszkanie.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -