O. Norbert M. Siwiński w styczniu, podczas uroczystej instalacji, oficjalnie objął probostwo polskiej parafii św. Michała Archanioła w Bridgeport, która w tym roku obchodzi swoje 120-lecie. W jaki sposób wspólnota parafialna uczci ten wyjątkowy jubileusz i jakie są plany nowego proboszcza na działalność polskiej parafii?
„Biały Orzeł”: Proszę opowiedzieć coś o sobie. Jaka była Ojca droga do kapłaństwa i do parafii w Bridgeport?
O. Norbert M. Siwiński: Wychowałem się w rodzinie nauczycielskiej o bogatych korzeniach i tradycjach – przede wszystkim polskiej i litewskiej. Jestem niezwykle związany z moimi obydwoma krajami: Polską i Litwą, czując w sobie jakby dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów, w całej jej różnorodności i pięknie. Od ponad 21 lat należę zaś do innej rodziny – mojej franciszkańskiej wspólnoty zakonnej. Po latach studiów w Polsce i Włoszech Zakon wysłał mnie do pracy w Niemczech, gdzie spędziłem 14 lat mojego życia, pracując w dwóch parafiach noszących imię św. Michała. Przez ostatnie dziesięć lat posługiwałem w Duisburgu nad Renem, w dużej wspólnocie parafialnej, która swoim zasięgiem obejmowała największy w Europie port żeglugi śródlądowej. I znowu wiele języków, tradycji i kultur. W międzyczasie ukończyłem studia doktoranckie z teologii dogmatycznej w Warszawie, podejmując się jednocześnie projektu przetłumaczenia na język polski „Kazań maryjnych” św. Antoniego z Padwy. To wspaniałe dzieło przyjdzie mi dokończyć już na amerykańskiej ziemi. Decyzja przyjścia do Bridgeport była bardzo spontaniczna. Ojciec prowincjał poszukiwał proboszcza do parafii na nieznanej mi ziemi. Nie zastanawiając się długo, zgłosiłem moją gotowość pójścia w nieznane. Najważniejszą dla mnie była myśl, że są tam ludzie, którzy potrzebują duszpasterza. Pragnienie bycia blisko ludzi i radosnego głoszenia Ewangelii było i jest dla mnie wielką wartością w moim powołaniu. Pojechałem tylko do najważniejszego miejsca w moim życiu – do Wilna, zapytałem Matki Bożej w Ostrej Bramie, co o tym wszystkim myśli, czy mam jechać… Ostra Brama dała „zielone światło” i tak wylądowałem w Connecticut, po raz trzeci w moim życiu w parafii św. Michała Archanioła.
Do Bridgeport przyjechał Ojciec w sierpniu. Czy przez ten czas zdążył już się Ojciec zadomowić w parafii?
Tak, to był sierpień. Pierwszą mszę odprawiłem u św. Michała 26 sierpnia, w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej. Od razu było wiadomo, kto mnie do Ameryki przysłał… (uśmiech). Czy się zadomowiłem? Tak! Connecticut stał się szybko moim nowym domem. Przede wszystkim oczarował mnie mój kościół św. Michała Archanioła w Bridgeport. Jest on zacnym świadkiem tradycji i historii, ale również domem modlitwy i spotkania z Bogiem. To dla mnie wyjątkowe miejsce. Okolica również bardzo przypadła mi do gustu. Jestem człowiekiem bardzo głęboko związanym z naturą, szukającym zdecydowanie bardziej ciszy i spokoju niż wielkomiejskiego zgiełku. Szybko odkryłem zatem „moje” miejsca, które zapraszają mnie do modlitwy i wyciszenia. Pan Bóg wiedział, dokąd wysłać franciszkanina.
Jak przyjęli Ojca jako swojego proboszcza parafianie?
W Bridgeport od początku otacza mnie życzliwość i otwartość. Parafię tworzą ludzie: ich modlitwa, dobre słowo, pomocna dłoń. Codziennie doświadczam wielkiego zaangażowania w życie Kościoła. Czuję, iż mogę tu wypełniać moje najgłębsze życiowe powołanie – być ojcem Norbertem – a więc przyjacielem i towarzyszem dla wielu, którzy szukają w Kościele wsparcia i pomocy.
Czy po przyjeździe do Bridgeport coś Ojca zaskoczyło – w tutejszej Polonii, w samym mieście? Jakieś porównania, jeśli chodzi o poprzednie miejsca, w których Ojciec pełnił posługę?
Sam przyjazd do Connecticut był już wielkim zaskoczeniem. Jest on dla mnie dowodem na poczucie humoru u Pana Boga. W moim życiu było bowiem wiele pomysłów, nigdy jednak nie planowałem wyemigrować do Ameryki. Życie franciszkańskie lubi zaskakiwać. Bardzo trudno porównać Bridgeport z moimi poprzednimi parafiami. Jak już wspomniałem, pracowałem dotychczas w kościołach niemieckich. Liturgia i duszpasterstwo w języku polskim były zatem dla mnie pewną nowością, a jednocześnie pięknym powrotem do własnych korzeni. Niezapomniana pozostanie dla mnie moja pierwsza pasterka po polsku, pierwsza taka w całym moim 15-letnim życiu kapłańskim! Przynoszę do Ameryki i Polonii moje doświadczenie nie zawsze łatwej posługi w Europie zachodniej, za które jednak jestem Panu Bogu bardzo wdzięczny. Z pewnością zaskoczyła i zachwyciła mnie polska gościnność i umiłowanie tradycji. Wierzę, że praca duszpasterska w Bridgeport będzie dla mnie wspaniałym przeżyciem i darem.
Jak Ojciec opisałby tutejszą Polonię? Co wg Ojca można zmienić na lepsze, jeśli chodzi o naszą grupę etniczną?
Nasza grupa jest bardzo zróżnicowana, pochodzimy przecież z różnych regionów Polski, przynosząc do parafii własne tradycje i wartości. Myślę, że najważniejszym jest nieustannie patrzeć na to, co nas łączy: wiara, język, rodzina, kultura. Trwanie przy tych wartościach jest gwarancją zachowania własnej tożsamości i po prostu bycia sobą. Każdy tego potrzebuje.
Polskie parafie są ośrodkami polonijnego życia. Jakie działania należy podejmować, żeby nie przestały pełnić tej roli?
To prawda, patrząc na moją parafię, dostrzegam wyjątkową rolę Kościoła w życiu Polonii. Św. Michał przy Pulaski St. jest oczywiście przede wszystkim domem modlitwy, ale również miejscem spotkania z drugim człowiekiem, ze wspólnotą. To wielka radość, ale również odpowiedzialność wobec dorobku naszych poprzednich Polonijnych pokoleń. Co zrobić, aby ta wspaniała jedność pomiędzy religijnością a patriotyzmem pozostała i wydawała dobre owoce? Myślę, iż należy troskliwie pielęgnować własną tradycję, patrząc z odwagą w przyszłość. Polska kultura jest piękna i powinniśmy być z niej dumni, przekazując następnym pokoleniom umiłowanie tego, co dla nas najcenniejsze. Żyjemy w społeczeństwie amerykańskim i powinniśmy być autentycznymi ambasadorami naszego narodowego dziedzictwa. Tym celom służy moja wielka radość – Szkoła Kultury i Języka Polskiego, nasze zespoły pieśni i tańca, audycja radiowa, liczne inicjatywy patriotyczne, organizacje zrzeszające weteranów, sybiraków i wiele innych cennych dzieł.
W Bridgeport sporo się dzieje. A jakie są plany proboszcza na przyszłość parafii – bliższą i dalszą?
O tak! Św. Michał to fantastyczna, bardzo aktywna wspólnota parafialna. Pełno tu grup, duszpasterstw i różnorakich inicjatyw. Co chwilę coś nowego! W tym roku obchodzimy jubileusz 120-lecia naszej parafii. Postanowiliśmy uczynić ten rok okazją do pogłębienia naszej wiary i odnowienia pobożności poprzez zawierzenie wszystkiego, co mamy, Matce Bożej. Bardzo zapraszam do odwiedzin naszego kościoła i wspólnej modlitwy. Można również odwiedzić nas wirtualnie, na stronie internetowej: www.stmichaelbridgeport.com lub profilu na facebooku naszej parafii – Parafia św. Michała Archanioła – Bridgeport, CT.
Czy na czas pobytu w Bridgeport stawia sobie Ojciec jakiś cel, coś, co chciałby Ojciec zmienić lub osiągnąć?
Cel pozostaje niezmienny od lat: towarzyszyć ludziom na drogach ich życia oraz być dobrym duszpasterzem, czyli z franciszkańską radością i autentycznością głosić dobroć Boga. Wspominałem już o mojej pracy naukowej – ona stanowi również bardzo ważny element w moim życiu. W Bridgeport chciałbym zatem kontynuować tłumaczenie z języka łacińskiego na polski pism św. Antoniego, aby móc przybliżyć współczesnym ludziom wspaniałą postać świętego z Padwy oraz dzielić się zdobytą wiedzą z Polakami i Amerykanami. W odniesieniu do Bridgeport, noszę w sercu głębokie pragnienie, aby Parafia św. Michała Archanioła była naszym wspólnym domem: miejscem spotkania z żywym Bogiem oraz drugim człowiekiem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Joanna Szybiak