W Polsce nowością jest dyscyplina sportu o nazwie blind tenis – wcześniej już funkcjonowała w kilku innych krajach i powstała z myślą o niewidomych. Niedawno w Sopocie zorganizowano międzynarodowe zawody. Nie było głośnego dopingu kibiców, bo tylko w ciszy zawodnicy słyszą dźwięk piłeczki.
Ogólne zasady gry są podobne do klasycznego tenisa, różni się tylko znacznie budowa piłki i wielkość kortu. W przypadku osób niedowidzących piłka kortu może dotknąć 3 razy. U osób z mniejszymi wadami wzroku liczba odbić zmniejsza się do 2 i do 1. Sama piłka jest specjalnie zbudowana, ma w środku grzechotkę, która pozwala zawodnikom na zlokalizowanie jej i odbicie za siatkę. Od dysfunkcji wzroku zależy rozmiar kortu, a jego linie wyklejone są specjalną taśmą, która ułatwia orientację i poruszanie się zawodników. Punktacja jest taka sama jak w zwykłym tenisie.
Na sopockich kortach od 9 do 11 września br. w ramach turnieju PLAY ON Friendly Blind Tennis Tournament II spotkała się światowa czołówka. Byli reprezentanci z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Litwy, Irlandii. W popularyzowanie tej dziedziny sportu w Polsce zaangażował się Robert Zarzecki, szef Fundacji Widzimy Inaczej. To też właściciel salonu masażu Cuda Niewidy, w którym w ciemności masaż wykonują osoby niewidome. Zarzecki od dziecka nie widzi prawie w ogóle. Choruje na barwnikowe zwyrodnienie siatkówki, dostrzega jedynie 2 procent tego co przeciętny człowiek. Pomimo tego prawie wszystko robi i naprawia w domu, a także wychowuje syna. Stara się nie marnować czasu, bo jego wada wzroku postępuje. Równie wzruszające są przypadki innych pasjonatów blind tenisa. Warto ich podziwiać za determinację, optymizm i dzielność.
Halina Kossak