Buszując po kuźni Dominek znalazł wśród zardzewiałego złomu, równie zardzewiałą ułańską szablę. Bardzo zaciekawiło go to znalezisko.
Próbował wszelkimi metodami wyczyścić klingę, by potem przywiązać ją sznurkiem do paska i dumnie paradować po podwórku, wśród kur, kaczek i gęsi. Jego starania w pucowaniu szabli nie dały większych efektów, ale chłopiec i tak był szczęśliwy z posiadania takiego oręża. Szabla niestety nie miała pochwy, a uwiązana sznurkiem do paska ciągnęła się za Dominkiem po ziemi, pozostawiając rowek w piasku. Chłopcu to nie przeszkadzało i był dumny ze swojego znaleziska .
– Po coś to wydar ? Zapytał dziadek wyglądając przez kuchenne okno. – To śi ni nadaji na nic!.
– Dziadziu?! A to twoja na wojnę?
Chłopiec dużo słyszał o wojnie, gdy przesiadywał w ciemnym kącie kuźni, a chłopy pijąc „patyka” zapominali o jego obecności. Dziadek i starsi jak on, opowiadali o swojej wojnie, a młodsi dopytywali o czasy, kiedy każdy z tych chłopów był żołnierzem. Służyli w różnych formacjach, ale tylko dziadek był kawalerzystą i było widać, że jest z tego dumny.
Jako młody kowal wcielony został, oczywiście, do kawalerii, bo przecież trzeba było kuć ułańskie konie. W czasie służby wojskowej został również ordynansem, czyli służącym swojego dowódcy. Czyścił mu więc buty, oporządzał konia i był na różne posyłki. O tym wszystkim chłopiec dowiadywał się przez kilka lat, bo dziadek, choć dumny z ułańskiej przeszłości, bardzo rzadko i z oporami opowiadał o wojnie, o tym strasznym dla niego i dla jego szwadronu wrześniowym dniu trzydziestego dziewiątego roku.
Do walki doszło gdzieś pomiędzy Przemyślem a Lwowem. Bój, jak opowiadał, nie trwał długo. Już na początku zginął dowódca, a szwadron poszedł w rozsypkę.
– Ja stracił konia…
Słysząc to Dominek myślał, że koń został zabity, dzisiaj wcale nie jest tego taki pewien. Może koń po prostu uciekł przerażony, gdy młody ułan Władziu spadł z niego w ferworze walki. O to chłopiec nie dopytał, ale zadał inne pytanie:
– Dziadziu, a jak nazywał się twój koń?
– Wicher – odpowiedział dziadek.
– Oj stary, stary…. przestał byś już dziecko straszyć to wojno – powiedziała babcia Rózia zamykając okno i dodała:
– Trza już ligać!
Oznaczało to, że czas już się kłaść do łóżka.
Dziadek zamilkł, przygasił naftową lampę małym okrągłym pokrętłem i jeszcze długo w noc patrzył w przestrzeń przez zamknięte okno.
A Dominek leżąc na sienniku, który tak naprawdę wypchany był słomą, przytulony do babci zrozumiał teraz dlaczego koń, na którym jeździł czasem z dziadkiem, ma na imię Wicher.
Po przegranej bitwie część ocalałych ułanów uciekała w kierunku Rumunii. Dziadek nie uciekł. Przez dwa tygodnie wracał do rodzinnej wioski, do żony Róży i rocznej wtedy córeczki Wandzi, cioci Dominka, która żyje do dziś.
– Ja szedł tylko nocą, a w dzień chował się w krzakach nad Sanem.
Wrócił i już nie walczył, a po wojnie postawił kuźnię, w której dzisiaj jego wnuk znalazł starą, zardzewiałą ułańską szablę.
Tak, dziadek to był ktoś!
Dominik Ćwik
Dominik Ćwik – poeta, pochodzi z Jarosławia na Podkarpaciu, od lat mieszka i tworzy w Rzeszowie. Laureat wielu ogólnopolskich i regionalnych konkursów poetyckich. Jest autorem zbiorów poetyckich: „Do Drogi Mlecznej” (1994), „Zaginione pióro” (1996), „Dialog” (2000), „Cierpliwość niespokojna” (2020). Współwydawca kwartalnika społeczno-kulturalnego „Pobitno – Nasza Mała Ojczyzna”. Laureat Literackiej Nagrody „Złote Pióro” za tomik poezji „Cierpliwość niespokojna”, przyznanej przez rzeszowski Oddział Związku Literatów Polskich.