sobota, 23 listopada, 2024
Strona głównaOpowiadania„Swojski diabeł”

„Swojski diabeł”

Coraz trudniej było owego czorta ukryć przed tymi wścibskimi ślepiami i gałami wsiowej czeredzi. No bo jak tu ominąć wyłupiaste, jakby całkiem wyłupione, patrzały Krogulcowej Leonki. I jak uniknąć zjadliwości Kleofasa Truteńka. Może i się da, ale bez wideł to chyba nie. No a czort był piekielną istotą pełną gębą – prawdziwy diabeł z piekielnych swądów. Kiedy pojawił się u Macieja, wszystko biegło starym wytartym od lat trybem. Jego elegancka zwykła pielgrzymka od pola, przez stajnię, oborę, chlew do domu zdawała się być tak codzienna, że aż niecodzienna. Wszystko było tak samo, od lat, od pokoleń. Bo przecież to i nasłuchał się od ojca i dziadka jak bywało dawniej, a i sam wyuczył się, co obyczaj nakazywał. Aż tu nagle takie coś.

To było w sobotę wieczorem, gdzieś z miesiąc temu. Wchodzi jak zwykle do obory, a tam siedzi sobie takie coś: ni to człeczyna jakiś kosmaty, ni stwór jakowyś z domieszką ludzkiego odmieńca. Słowem, coś niemal równie odrażającego jak Klemens Truchłów. Bać się tam czego znowu nie było, ale zachwyt to człowiekowi gęby nie rozdziawiał. Po krótkim milczeniu odezwało się toto w te słowa:

– A to se gospodarzu mieszkacie, kieby w pałacu jakim. Cieplutko tutaj, zapach swojski. Można by rzec, jak u pana Belzebuba za piecem.

– Chyba jaja se jakieś robicie, cudaśny człeku. Toż to obora dla krów, nie żadne mieszkanie. Chyba kpić z ludzi to wasze ulubione zajęcie, co?

– Ale gdzie tam! U mnie to dopiero były apartamenta, że aż do dziś mnie mierzi na ich wspomnienie. Chyba mi nie będziecie kazać tam wracać i zgrzytać zębiskami pod srogim Belzebubem, który litości ani umiaru nie ma jako żywo.

– A co to znowu za pan, ten Belzebub?

– No nie, i jak tu piekło ma plan wyrobić, gdy wiejska ciemnota nawet o Belzebubie nie słyszała!?

– Tylko nie ciemnota, paskudo jedna. Jezdem blondyn z dziada pradziada. Jam jest Jasny z nazwiska, a ludzie we wsi nazywają mnie Gwint.

– Jasny Gwint! A to mi nazwisko, nawet coś wciórnastego w tym pobrzmiewa. Ale ja tu do was po diabelnej, to jest wielkiej prośbie, Macieju.

– Ki diabeł! Co za prośbę masz, siło nieczysta jakaś? Bo to diabłu wyświadczyć przysługę widzi mi się tak jakby źle zrobić – chyba dobrze mi się zdaje? A tyś czart ani chybi. Tak coś od ciebie zresztą zajeżdża, jak od Tarnobrzega…

– Oj diabeł, nie diabeł. Wielkie mi larum! Diabeł też człowiek. Tylko taki bardziej kosmaty. Przechowaj mnie tu Macieju choć parę wieków… No, chyba się trochę zagalopowałem: choć parę… naście…dziesiąt latek. A może sobie Belzebub o mnie zapomni. Ja tam przodownikiem pracy nie byłem, nie wyróżniałem się. Strata dla niego wielka nie będzie, a tobie postaram się nie sprawiać żadnych kłopotów. Ot poleżę sobie, porżnę w karcięta z tobą, z krowami albo i z sobą w kryzysie. Nocą trochę dla relaksu postraszę (kogo będziesz tylko chciał, Macieju drogi), telewizory ludziskom na telenowelach przykopcę, wyłączę…

– Oj, bratku! Coś za bardzo się rozbujałeś w swoich diabelskich praktykach. Jeszcze mi tu będziesz chciał na Champions League podiabłować i poprzeszkadzać. Takiej obory to ja ci nie dam…

– Nic się nie bój, Maciusiu! Sport to ja sam będę oglądał. Tyle tam diabelskich emocji, szachrajstwa, kopania, plucia i innych dobroci. Nie, temu to ja szkodził nie będę. Razem pooglądamy. Zgódź się, nie będziesz żałował!

– A bo ja wiem… Niby diabłu pomagać niedobrze. Ale jak diabeł się chowa przed diabłem, to i nie bardzo chce innych do piekła ciągnąć. Może mi się zresztą i do czego przydasz. Niejeden ma we wsi diabła za skórą, to i ja mogę mieć – w stajni. Zgoda, wasza rogatość. Tylko żebym tego nie musiał żałować i jakieś kłopoty z tego nie wynikły.

– Będzie jak w… niebie… to jest super będzie, Macieju!

– No to zgoda. A siedźże sobie tutaj do woli. Tylko nie pokazuj rogów!

Rys. Marek Piśko

I żył sobie Maciej z diabłem za pan brat. Jego duszy nic nie groziło, cyrografów żadnych nie podpisywał. Bo i diabeł był jakiś bumelant, o zaludnienie piekła nie dbał. A to sobie w karciska pograli, wódeczkę obalili, obgadali, kogo by tu postraszyć, jakiego utrapieńca diabelskimi sztuczkami poczęstować. I diabeł był zadowolony, bo często mógł potrenować, nie wychodził z czarciej wprawy, i Maciej podobnie, bo wszystkie te sztuczki mógł na swoje dobro nakierować i obrócić. Ale ludziska jak to ludziska, zaczęli coś podejrzewać, węszyć, ze ślepiów ukryte kamery robić. No i wreszcie coś trzeba było wykombinować, aby temu zapobiec. Uradzili wspólnie, jak to urządzić najlepiej. No i Maciej przedstawił ludziskom swojego kuzyna: Samuela Czarcika z Piekar. Odtąd Samuel miał z nim mieszkać i pomagać w gospodarowaniu, stając się nowym mieszkańcem wsi. Samuel wolałby tam dalej się nazywać Borutą, ale na jakie piekło ziemskie by się diabeł nie zgodził, żeby tylko tego prawdziwego uniknąć. No, nie każdy rzecz jasna. Tylko taki nie za bardzo z powołania – jak Boruta, to jest już Samuel.

* * *

Parę lat minęło, odkąd Samuel stał się wsiowym diabłem i zżył się z gromadą zupełnie. Kto by tam dziś rozpoznał chłopa od diabła, kiedy jeden w niczym nie lepszy ani nie gorszy od drugiego. A i wyglądem paru chłopów Samuela przypominało – jakby kąpali się regularnie w kociołku Belzebuba. Maciej nie był taki samotny, stał się nawet bardziej niż dawniej towarzyski i otwarty. Nieraz razem z Samuelem pracowali, kiedy trzeba było we wsi chętnych rąk, a było coś pilnego do zrobienia. Swojski diabeł myślał sobie nieraz, że w gruncie rzeczy to nic takiego znowu nadzwyczajnego. W końcu ten pierwszy zbuntowany anioł, przodek diabelskiej familii, też był banitą, w dodatku zwał się Lucyfer – jakby z nim była jasność. A teraz on opuścił ciemne moce, które wywiodły się z jasności i do nich powrócił. Bo przecież Maciej się nazywa: Jasny. No a Maciej to rodzina. Każdy to we wsi potwierdzi…!

Ryszard Mścisz


Ryszard Mścisz – mieszka w Jeżowem (woj. podkarpackie). Autor siedmiu tomików poetyckich: „Życie to tylko impresje” (2000), „Wibracje” (2002), „Na strunach lat” (2004), „Roześnienie” (2007), „Strumienie poezji” (2010), „Korytarze słów” (2014) i „Kołatanie do wrót nocy” (2019), dwóch zbiorów tekstów satyrycznych: „Zezem na świat” (2002) i „Swojski diabeł i inne humoreski” (2012), zbioru opowiadań „Życie u(daje) szkołę” (2018), zbioru recenzji twórców podkarpackich „Czytanie nieobojętne” (2016) oraz satyrycznego audiobooka „Humoryśki” (2014). Członek Oddziału ZLP w Rzeszowie od 2004 roku, obecnie jego wiceprezes.

Fot. Archiwum Ryszarda Mścisza

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -