Mikołaj miał jeszcze sporo czasu do spotkania z Panem. Zresztą przeważnie miewał dużo czasu. Nie, nie obawiał się zbytnio tej chwili. Bo i czegóż miałby się bać. Chociaż rozmowy z Panem zawsze wiązały się z niepewnością, pewną zagadką. Któż bowiem mógłby przeniknąć Jego plany, odkryć tajne zamysły… Mógł więc jeszcze wrócić pamięcią do ostatnich dni. Do momentu gdy zaczął się Sezon.
Cały rok oczekiwania, a potem przychodzi ten ważny okres. Sezon… No tak, jest sporo pracy, ciągłe zlecenia, wyzwania, gorączkowe wizyty u ludzi po długiej nieobecności. Wtedy Mikołaj jest ważny jak nikt. Więc nic nie szkodzi, że to krótki czas, że potem na długie miesiące wszyscy o nim zapomną. Że inni urosną, gdy on malutki i skromny będzie cierpliwie czekał. W sumie można to uznać za duży plus. Tyle wakacji, wypoczynku i parę tygodni zaledwie intensywnej pracy. O tak, nie ma co narzekać. W końcu kiedy ma się do dyspozycji wieczność, to nawet i tych pracowitych dni uzbiera się sporo. Choć w roku ich niby tak mało. Zresztą kto by tam się przejmował ludzkimi miarami czasu. Cóż znaczy dla Mikołaja rok, tydzień czy dzień? To widać tylko jeśli obserwuje się ludzi – ich troski, starania, starzenie się… Tu nawet nikt nie mówi na niego – jak ludzie – Święty. No bo co tu znaczy „Święty”? To tak jakby ludzie sobie dodawali do imienia i nazwiska „człowiek”. Człowiek Janek Serafin… To wręcz śmieszne. No, ten to ma dodatkowo nazwisko zbożnie ironiczne. A przy nim „człowieku” brzmiałoby jeszcze śmieszniej. A zresztą nie ma co zastanawiać się nad tymi ziemskimi żyjątkami. Chociaż to pocieszne stworzenia – dumne i przemądrzałe, a w gruncie rzeczy takie malutkie i zabawne… Nie, po co snuć takie rozważania, lepiej wykorzystać ten czas, by przypomnieć sobie początek Sezonu. A zwłaszcza tamto spotkanie z Panem…
* * *
Pan nie kazał na siebie zbyt długo czekać. Ale wcale nie chodziło o szczegółowy plan zajęć u progu Sezonu. Skrupulatność Pana nigdy zresztą nie miała biurokratycznego charakteru. On po prostu wiedział o każdym człowieku. Znał szczegóły, wobec każdego miał swoje plany – i choć nieraz zdawały się dziwne, potem okazywały się trafne nad wyraz i najlepsze z możliwych. Ale tym razem – mimo wkalkulowanego zaskoczenia – trudno się było nie zdziwić.
– W tym roku, drogi Mikołaju, potraktujesz jednego człowieka specjalnie. Obdarujesz go jak żadnego innego.
– Kogo wybrałeś, Panie, w swej przenikliwości. To ciekawe, nie ukrywam.
– Obdarzysz darami losu i materialnymi dodatkami Macieja Satrapę z Chwałowic. Bądź pomysłowy i hojny, Mikołaju. Tak jak ty to potrafisz.
– Wybacz, Panie, że pytam… Wcale nie chcę Twej nieomylności podważać. Ale jesteś pewien? Na pewno chodzi Ci o Macieja…?
– Tak, Mikołaju o niego. To nie pomyłka ani żart, jeśli o to chciałeś zapytać.
– Ale… Wiem, Panie, że jesteś nieomylny i widzisz na wskroś umysłu i serca. Ale przecież to bardzo zły człowiek. W ludzkim języku „niegodziwiec, istny diabeł, wcielone zło”… Chyba nie ma nikogo gorszego.
– Jednak ciągle trudno ci o zaufanie, Mikołaju. Zrób tak, jak powiedziałem. Zobaczysz, że to będzie „dobry ruch”. Jak mówią ludzie – Mikołaju… Jak mówią ludzie wówczas, kiedy mają rację.
I Pan się uśmiechnął. Tak po prostu, po ludzku. Jak rzadko. Tak, Mikołaj nieczęsto widywał śmiejącego się Pana. Choć On był na swój sposób wesoły, pogodny. Ale tą Boską radością, pogodą. A tym razem uczynił to po ludzku. To znaczy tak jak ludzie czyniący to szczerze, otwarcie. Wtedy przestał wątpić. Na pewno Pan ma rację, jak zwykle. Po co miał się martwić, kiedy On tak lekko podjął całą odpowiedzialność, z takim przekonaniem ogłosił swą wolę…
* * *
Maciej przyjął wszystkie dary dziwnie – jakby nie wiedział, czy ktoś sobie z niego nie zakpił, czy to nie za karę, na przekór światu i Bogu. A więc może szatan maczał w tym palce. W końcu wszyscy uważają, że jest jego ulubieńcem…
– Zawdzięczasz to Bogu, Macieju. Tak, to prawda. Los obdarzył cię z woli Boga.
– Precz, siło nieczysta! Odejdź, przejrzałem Twój podstęp. Nie dam się na to nabrać…!
– Mylisz się, Macieju. To znak. Odczytaj go uważnie, Uwierz w niego. To znak – dar ostatniej szansy.
– Wynoś się! Albo gadaj jaśniej. Jaki znak? Jaka szansa?
– Nieraz Pan daje nagrody pocieszenia. Tak jak tym razem. Bo nawet najgorszego człowieka żal, biorąc pod uwagę co go czeka. To jak ostatnie życzenie przed wyrokiem, chwila złudzeń zanim przyjdzie najgorsze. Czy wiesz, Macieju, ile piekła przed tobą? Czy możesz sobie wyobrazić, co Cię tam może czekać? Jesteś Macieju wcieleniem dobra dla ludzi. Tak, wcieleniem dobra w porównaniu z tymi, którzy będą o Tobie decydować w piekle. Nie, nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić… Żegnaj, Macieju! Odchodzę…
– Zaczekaj! Kim jesteś? Kim jesteś… na Boga…!
* * *
Tak było. Ale oto już jestem proszony. Mogę wejść… Nie, czego miałbym się obawiać? Przecież wiernie wypełniłem, co Pan nakazał. Wiernie… Tylko czy na pewno wyraziłem to, o co chodziło Panu? Czy moja rozmowa, słowa…? Tego przecież On mi nie powiedział, nie pouczył…
– Widzisz, Mikołaju, dzisiaj w Chwałowicach ludzie się bardzo dziwią. To dzień wielkiego cudu. W ludzkim języku oczywiście.
– Co się tam stało, Panie…? Czy ja… Czy ja coś źle zrobiłem?
– Ależ Mikołaju. Zaufaj mi wreszcie. I sobie. Tak jak ja ci ufam… Dziś Maciej Satrapa zaprosił na wieczerzę wszystkich. Ufundował prezenty, dary dla tych, którym wyrządził najwięcej zła.
– Czy to możliwe? On tyle lat…
– Ty tego dokonałeś, Mikołaju. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Jak zwykle.
– Ależ, Panie. Nie powiedziałeś mi jak mam to załatwić, co mam powiedzieć…
– Nie musiałem, Mikołaju. Przecież ty to doskonale potrafisz.
– Wybacz, Panie. Muszę o to zapytać. Czy nie obawiasz się, że kiedyś zrobię coś nie tak jak Ty… Rozważanie czy zrobiłem jak powinienem – jak Ty chcesz, Panie – tak wiele mnie kosztuje. Tak bardzo jestem niepewny.
– Niepotrzebnie, Mikołaju. Zupełnie niepotrzebnie. Moja pewność całkowicie wystarczy. Naprawdę nie musisz już dbać o swoją. To ta sama pewność, mój drogi…!
Ryszard Mścisz
Ryszard Mścisz – urodzony 2 lipca 1962 r. w Stalowej Woli. Mieszka w Jeżowem, gdzie pracuje jako polonista w ponadpodstawowym Zespole Szkół. Autor siedmiu tomików poetyckich: „Życie to tylko impresje” (2000), „Wibracje” (2002), „Na strunach lat” (2004), „Roześnienie” (2007), „Strumienie poezji” (2010), „Korytarze słów” (2014) i „Kołatanie do wrót nocy” (2019), dwóch zbiorów tekstów satyrycznych: „Zezem na świat” (2002) i „Swojski diabeł i inne humoreski” (2012), zbioru opowiadań „Życie u(daje) szkołę” (2018), zbioru recenzji twórców podkarpackich „Czytanie nieobojętne” (2016) oraz satyrycznego audiobooka „Humoryśki” (2014). Członek Oddziału ZLP w Rzeszowie od 2004 roku, obecnie jego wiceprezes.