Lody znane są na świecie już od ponad 5 tysięcy lat, choć bardziej przypominały wówczas znane dziś sorbety niż kremowe gałki. Na przyrządzanie lodowych deserów pierwsi wpadli Chińczycy, używając do tego lodu, śniegu, mleka i owoców. Lody znano też w starożytnej Grecji i Rzymie, ale dostępne były dla najbogatszych – cesarzy i królów. Na rozkaz władców bryły lodu sprowadzano z gór, skrapiano je winem, polewano miodem i przechowywano głęboko pod ziemią.
Historyczne przekazy wskazują, że w średniowieczu do Europy, a ściślej do włoskiej Wenecji, lody trafiły za sprawą weneckiego kupca i podróżnika Marco Polo.
Współczesne lody stworzył renesansowy architekt i kucharz Bernardo Buontalenti, mrożąc kogel-mogel z mlekiem. W 1530 roku uczony Marco Zimar opisał eksperyment, w którym do naczynia z pokruszonym lodem z solą włożono drugie naczynie z kremem, a topniejący lód spowodował obniżenie temperatury kremu. Tak powstały lody zbliżone do wodnych lodów, jakie znamy dziś, a w ich produkcji przodowały właśnie Włochy. Najstarsza wzmianka o sorbetach w języku polskim pochodzi z XVII w., od dyplomatów podróżujących do Turcji. W polskiej książce kucharskiej pierwszy umieścił je w 1783 roku Wojciech Wielądko, początkowo obecne były na dworze królewskim, dopiero potem trafiły do kuchni szlacheckiej. Jedną z pierwszych polskich receptur na lody zapisała w 1880 roku Florentyna Niewiarowska w książce „Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków oraz robienia konserw, galaret, marmolad, lodów, wódek, likierów, nalewek, ratafij najrozmaitszych konserw owocowych w spirytusie i occie, owoców suszonych w cukrze itp.”, jednak były wtedy podawane tylko w najbardziej ekskluzywnych lokalach.
Kiedy lodowa rewolucja trafiła – też za sprawą Włochów – za ocean, do Ameryki, szybko rozpoczęto masową produkcję lodów. Amerykanie szybko podchwycili lodowy temat i powoli rozprzestrzenili wiedzę o lodach na inne części kraju. Pierwsza wytwórnia lodów powstała w XIX wieku w Baltimore. Sukces masowej produkcji był spowodowany za sprawą Niemca Carla von Linde, który wynalazł chłodziarkę w 1876 roku. Natomiast pierwszą maszynę do lodów stworzył w 1927 roku Włoch Otello Cattabriga z Bolonii.
Do upowszechnienia lodów w Polsce doszło w okresie międzywojennym, kiedy na ulicach Lwowa, Krakowa, Warszawy i Poznania zaczęto sprzedawać lody w dwóch waflach z wózków. Dopiero w latach 30. pojawiły się pierwsze pakowane lody produkowane fabrycznie – Pingwin. W okresie PRL popularne były lody Calypso i Bambino oraz lody z automatów.
Obecnie lody są najpopularniejszym deserem, a kompozycje lodowe i ich smaki mnożą się w nieskończoność. Tak naprawdę lody to jedna z największych atrakcji dzieciństwa. Stanowią synonim beztroski, lata i radości, a lepkie od słodkiej masy palce i brody są namacalnym dowodem szczęścia. Dobrze nam znana melodyjka dobiegająca z furgonetki lodziarza daje sygnał do rozpoczęcia lata i – co za tym idzie – wakacji. Jednak gdy lodziarz nie pojawia się, mimo że drzewa w parku już się zazieleniły, a czerwiec czeka za rogiem, zarówno dzieci, jak i dorośli, zaczynają się niepokoić. „Gdzie jest lodziarz?” Zuzanny Fruby to wierszowana opowiastka o lodach, sile przyzwyczajenia i nieskrępowanej wyobraźni.
„I niby wszystko jest jak co roku,
tylko ta cisza budzi niepokój.
Milczy uparcie lodziarza dzwonek,
a przecież w parku wszystko zielone.”
Jak tu zacząć lato bez lodziarza? Wszyscy nerwowo odliczają już monety, wybierają w myślach smaki, nadstawiają uszu, ale nigdzie nie słychać charakterystycznego ding-dong furgonetki z lodami. Atmosfera gęstnieje, a mieszkańcy zaczynają snuć najróżniejsze domysły: Czyżby znudziła mu się praca w lecie? Wpadł samochodem do jeziora? A może zatrzasnął się w zamrażarce? Pomysłowe matki kupują maszynkę do kręcenia lodów:
„Dzieci próbują pełne zapału.
Miny im jednak rzedną pomału.
Hitem się lody matek nie staną.
To nie to samo, kochana mamo!”
I kiedy wszyscy już tracą nadzieję, tata z dachu dostrzega białą furgonetkę. Ciekawe, czy domyślicie się, z jakiego powodu opóźnił się przyjazd lodziarza?
Opowieść Zuzanny Fruby z elementami czarnego humoru bardzo przypadnie dzieciom do gustu. Świetnie czyta się ze względu na rytmikę i rymy sąsiadujące, zwłaszcza w kontekście zbliżającego się lata i nadziei na nieograniczoną ilość lodów.
Sylwia Wadach Kloczkowska
Nauczycielka Szkoły Języka Polskiego im. św. Jana Pawła II w Bostonie
Bibliografia: